Kompleks Soboń - eksploracja sztolni nr 3

    Kompleks „Soboń” w Górach Sowich jest dosyć charakterystyczną i nietypową budowlą, ponieważ tworzące go sztolnie przecinają górotwór z trzech różnych stron i jest to jedyny taki przypadek w całym „Riese”. Wylot sztolni nr 1 znajduje się na północno-zachodnim stoku góry Soboń, sztolnia ta łączy się pod kątem prostym  ze sztolnią nr 2, której wylot znajduje się na południowo-zachodnim stoku. Obie sztolnie wraz z bocznymi chodnikami, tworzą jednolity system o łącznej długości około 700m. Natomiast naprzeciwko sztolni nr 1 dokładnie po drugiej stronie góry, znajduje się najsłabiej dotychczas poznana sztolnia nr 3. Wyrobisko to od zawsze owiane było tajemnicą, a dostępu do jego wnętrza broniły zazdrośnie potężne zawały, które na powierzchni odznaczają się serią lejów i zapadlisk zdradzających przebieg zawalonego chodnika.
    Eksploracja sztolni nr 3 ma bardzo długą i ciekawą historię, która rozpoczęła się już kilkadziesiąt lat temu. Najprawdopodobniej pierwsze znaczące prace w tym miejscu zostały przeprowadzone przez grupę badawczą pod kierownictwem Piotra Kruszyńskiego, która działała w rejonie „Riese” w latach 1975-77. Wtedy to właśnie w wyniku przekopania zawału blokującego dostęp do sztolni, udało się spenetrować niewielki odcinek wyrobiska. Fakt ten dokładnie obrazuje fragment raportu P. Kruszyńskiego: „[…] spenetrowano część dalszego ciągu sztolni nr 3, natrafiając na sztucznie wywołane zawały. W jednym z nich znajduje się niewielki zbiornik metalowy. Natomiast ostatni zawał, do którego udało się dotrzeć, ale którego ze względów technicznych nie udało się przejść, wchodzą tory kolejki wąskotorowej oraz przewody elektryczne”¹.
    Kolejną poważną próbę wyjaśnienia tej zagadki podjęła dopiero w połowie lat 90-tych tzw. „ekipa krakowska”. Była to grupa grotołazów z Krakowa którzy postanowili wydrążyć bezpośrednio nad sztolnią szyb, którym można by się dostać do wnętrza niezbadanej części wyrobiska przez jego strop. Niestety wykonany ogromnym nakładem sił i środków szybik nie trafił w drożną część chodnika. Po zejściu na głębokość około 10m eksploratorzy wbili się w sam środek zawału, tego samego do którego dotarła grupa P. Kruszyńskiego w latach 70-tych wykonując przekop od strony wylotu sztolni. Mimo usilnych prób krakowiacy niebyli w stanie udrożnić zawału do którego się dokopali, a góra po raz kolejny obroniła swoją tajemnicę.
    My jako Sudecka Grupa Eksploracyjna zainteresowaliśmy się tym tematem w połowie 2008 roku. Wstępny plan był taki żeby obejrzeć dokładnie szyb jaki wykonała ekipa krakowska i ocenić na ile da się pokonać zawał znajdujący się na jego dnie. Kiedy na początku lipca pojawiliśmy się na miejscu, pierwszym naszym zadaniem było odnalezienie zamaskowanego wylotu szybu. Początkowe kilkadziesiąt metrów sztolni było całkowicie zawalone o czym świadczyły sob planliczne zapadliska układające się w linię. Powyżej ostatniego z nich stok góry zdawał się już nienaruszony i właśnie w tym miejscu prace prowadzili eksploratorzy z Krakowa. Miejsce to rok wcześniej pokazał mi dokładnie kolega, więc poszukiwania nie zajęły wiele czasu i po chwili zabraliśmy się za udrażnianie ukrytego wejścia. Po sob 1odkopaniu i usunięciu zamykających wylot belek, naszym oczom ukazało się wąskie wyrobisko, szczelnie obudowanie pokrytymi białą pleśnią belkami. Chwilę później do wnętrza powędrowała drabina i można było swobodnie zejść na dół. Szyb miał dosyć ciekawą strukturę, dno znajdowało się na głębokości około 9m gdzie ulokowano również wejścia do dwóch ciągów bocznych. W jedną stronę odchodziła niewielkich rozmiarów sztolnia o długości około 5m zakończona przodkiem. Jak się później dowiedzieliśmy od jednej z osób pracujących wtedy w szybie, planowano nią okrążyć zawał jednak nie została ukończona. Natomiast w przeciwnym ociosie szybu, wykuta była wnęka w której znajdował się drugi mniejszy szybik o głębokości 2,5m. Także sumarycznie system tych mikro wyrobisk sięgał na 11,5m w głąb góry, warto dodać że wszystko o zostało wykonane w litej skale. Na dnie mniejszego szybu niebyło już calizny a jedynie rumosz skalny, podobnie wyglądał jeden z jego ociosów, dokładniej ten sob 2skierowany w stronę nieznanej części sztolni - tu więc zaczynał się zawał.
    Po dokładnych oględzinach wylot został szczelnie zamknięty a następnie zabraliśmy się za analizę zebranych informacji. Zawał na dnie szybu nadal był uwięziony w górotworze i nie ujawnił się na powierzchni w postaci zapadliska. Wniosek był z tego taki, że bezpośrednio nad zawałem powinna znajdować się jeszcze spójna calizna, co dawało możliwość przekopania go w stosunkowo łatwy sposób. Podczas kolejnej wizyty na Soboniu przyszedł już czas na rozpoczęcie pierwszych prac pod ziemią. W dolnym, mniejszym szybiku rozmontowaliśmy znajdującą się tam obudowę drewnianą i zaczęliśmy wybierać rumosz, znajdujący się w miejscu jednego z ociosów. Urobek transportowaliśmy do ślepej sztolni po drugiej stronie głównego szybu. Dzięki temu nie trzeba było wyciągać go na powierzchnię, co znacznie przyspieszyło pracę. Po kilku godzinach wkopaliśmy się w głąb rumowiska na sob 3około 1,5m. Odgruzowywana w ten sposób pustka stanowiła górną część zawału który powstał w sztolni, w związku z czym nad głową mieliśmy dość stabilną skalną caliznę. W pewnym monecie zwałowisko skał w którym kopaliśmy osunęło się dosyć gwałtownie, a naszym oczom ukazał się wąski przesmyk. Po chwili zaczęliśmy poszerzać odsłonięty otwór, kiedy zajrzałem do środka okazało się że wąska szczelina prowadzi do jakiejś większej pustki w górotworze. Powoli usuwaliśmy większe kamienie i po paru minutach przejście było już na tyle duże, że dałem radę przedostać się na drugą stronę zacisku. Tam moim oczom ukazała się dosyć obszerna komora o nieforemnym kształcie, miała średnicę około 3m i wysokości nie więcej niż 1,5m. Kiedy dołączył do mnie kolega po chwili rozmowy doszliśmy do wniosku, że komora ta powstała w następstwie zawalenia się fragmentu sztolni bezpośrednio poniżej. Teraz aby pokonać zawał wystarczyło wykonać w niej odpowiedni przekop, podążając za sob 4płaszczyzną calizny w stronę domniemanej, nieznanej części wyrobiska.
    Następny wyjazd minął nam na porządkowaniu komory i zabezpieczaniu jej drewnianymi podporami, co miało zapobiec ewentualnym obwałom. Powiększyliśmy również wejście do niej z szybu, tak żeby wygodniej wchodziło się do środka. Kiedy wszystko było już przygotowane i nadszedł czas kolejnej akcji, rozpoczęliśmy żmudne głębienie niewielkiego, trójkątnego szybu przy jednej ze ścian komory. Według naszych pomiarów w celu przekopania się do sztolni, należało wykonać szybik głębokości około 5m. Wykop zabezpieczaliśmy na bieżąco drewnianym szalunkiem, co uniemożliwiało jego zawalenie. Wraz z upływem czasu pojawił się kolejny problem, mianowicie z powodu braku odpowiedniej wentylacji, zaczęliśmy odczuwać że zawartość tlenu w powietrzu na dole drastycznie maleje. Rozwiązaniem tego problemu okazała się duża ręczna pompa, połączona z rurą typu sob 5peszel którą pompowaliśmy świeże powietrze na przodek. Prace posuwały się mozolnie ale jednak cały czas do przodu. Z każdym kolejnym centymetrem szybu czuliśmy że od rozwiązania jednej z większych zagadek „Riese”, dzieli nas jedynie kilka metrów skalnego gruzu. Po szeregu udanych akcji przez Góry Sowie przetoczyła się seria nawałnic, i w związku z deszczową pogoda musieliśmy na jakiś czas wstrzymać prace. Kiedy pogoda wreszcie się poprawiła i znów zajrzeliśmy do krakowskiego szybu, czekała tam na nas bardzo niemiła niespodzianka… W wyniku ulew nawodniony górotwór  ponownie dał znać o swojej niestabilności doprowadzając do kolejnego zawału. Tym razem zawaliła się przyszybowa sztolenka, niszcząc jeden z ociosów szybu niemal do powierzchni. Kiedy zszedłem na dół i przedostałem się do komory, okazało się że tutaj również nie obyło się bez szkód. Ze stropu odspoiła się tutaj warstwa skał grubości około 1m i wadze kilu ton, grzebiąc w rumowisku wykonywany przez nas przekop. Ponadto strop był w tak złym stanie że w każdej chwili mogło dojść do kolejnego obwału, postanowiłem szybko wycofać się na powierzchnie ponieważ cały ten obiekt stał się bardzo niestabilny. Po przemyśleniu całej sprawy zrozumieliśmy że nie da się już tutaj bezpiecznie kontynuować prac, z ciężkim sercem zostaliśmy zmuszeni do kapitulacji, dołączając tym samym do grona tych których Soboń pokonał. I pomyśleć że do wyjaśnienia tajemnicy brakowało już tak niewiele... 
sob 6Po tych wydarzeniach temat sztolni nr 3 ucichł na jakiś czas. Wreszcie we wrześniu 2010 roku, powstała przy sztolniach walimskich Sowiogórska Grupa Poszukiwawcza sprowadziła w rejon Sobonia dużą, gąsienicową wiertnice. Miała ona wykonać odwiert bezpośrednio nad sztolnią, którym można by wprowadzić do jej wnętrza kamerę. Cała operacja zakończyła się sukcesem, a wiertnica trafiła w wyrobisko już za pierwszym razem. Obraz uchwycony przez kamerę ukazał doskonale zachowany chodnik, wyposażony w tory kolejki wąskotorowej i lutnie służącą do wentylacji. Ponadto koniec korytarza ginął gdzieś w mroku, co dodatkowo pobudzało wyobraźnie. W kolejnych miesiącach wykonano jeszcze kilka odwiertów które wbijały się w coraz to dalszą część sztolni, lecz jej końca niebyło widać… Wtedy zaczął powstawać wstępny plan dostania się do wnętrza wyrobiska wydrążonym w tym celu szybem. Jednak takie przedsięwzięcie było bardzo trudne pod względem technicznym i wymagało sob 7niemałych środków. Dodatkowo wszystko musiało by odbyć się oficjalnie i legalnie, więc niezbędny był cały plik odpowiednich pozwoleń. Pomimo tego dzięki determinacji SGP i ogromnemu zaangażowaniu Darka Tomalkiewicza, wreszcie w połowie października 2012 roku na Soboniu ruszyły pierwsze prace przy zgłębianiu szybu. Kilka dni wcześniej zostaliśmy zaproszeni przez SGP do współpracy przy tym przedsięwzięciu, na co oczywiście przystaliśmy i również zjawiliśmy się na miejscu gotowi na ostateczne starcie z zagadką.
    Na miejscu ponownie pojawiła się wiertnica, jej zadaniem było wykonanie kilkunastu odwiertów średnicy około 10cm, mających osłabić górotwór w miejscy przyszłego szybu i ułatwić późniejsze kruszenie skał. Po zakończeniu tego etapu, następnego dnia z pomocą koparki powstał głęboki wykop aż do płaszczyzny calizny skalnej. W jego wnętrzu następnie umiejscowiliśmy pierwszy fragment drewnianej obudowy szybu. Szkielet tej konstrukcji sob 8tworzyły wieńce wykonane z kantówek połączone za sobą metrowej wysokości podporami, natomiast z zewnątrz całość została obita deskami i w późniejszym czasie obsypana ziemią. W ten sposób powstały pierwsze 4m naszego szybu. W kolejnych dniach zbudowaliśmy przypominające góralski domek nadszybie, chroniące kopiących przed kapryśną jesienną pogodą. W tym samym czasie na dole rozpoczęło się już urabianie skał za pomocą młotów elektrycznych. Tam gdzie zaczynała się calizna, szybik zmniejszał swój przekrój z dotychczasowych 150cm na niewiele ponad metr. Poprzewarstwiany gnejs osłabiony wieloma odwiertami kruszył się dosyć łatwo, przez co dzienny postęp prac oscylował w okolicy 1m. Mijały kolejne tygodnie, do końca roku podczas weekendowych akcji udało się nam wykonać niemal 13m szybu, przy czym do sztolni brakowało jeszcze około 5m. Po świętach i sylwestrze kontynuowaliśmy prace, jednak postępy były coraz mniejsze ponieważ wraz ze wzrostem głębokości skała stawała się coraz twardsza. Jednak szyb choć wolniej nieustannie się pogłębiał i kiedy zbliżaliśmy się już do 17go metra, zaczęło się odczuwać rosnące napięcie wśród całej ekipy. Wreszcie 19go stycznia na dole udało się wybić niewielki otwór z którego ziała głęboka czerń - jest sztolnia!
    Po poszerzeniu przejścia pierwszy do środka wszedł saper wraz z niewielką grupą osób. Cały chodnik robił wrażenie kapsuły czasu, na spągu znajdowały się widziane już wcześniej okiem kamery tory wąskotorówki i sob 9lutnia do pompowania powietrza. Obok leżały elementy instalacji elektrycznej: kable, lampy i świetnie zachowane, ebonitowe puszki rozdzielcze. Chyba najbardziej intrygujące ze znalezisk to dwie fosforyzujące tabliczki, jedna z namalowaną podłużną strzałką, a obok niej mniejsza na której widniało duże zero. Niestety prawdopodobnie nigdy nie uda się wyjaśnić co oznaczają te symbole. Kilkadziesiąt metrów dalej stalowa lutnia kończy się, a o przeciwległy ocios oparty jest segment torów kolejki już z przykręconymi stalowymi podkładami. Natomiast tuż przed nami znajduje się przodek sztolni i kilka blach ułatwiających zgarnianie odstrzelonego urobku. To że sztolnia kończy się przodkiem po stosunkowo niewielkim odcinku było do przewidzenia, ponieważ w przeciwnym razie połączyłaby się ze znanymi wyrobiskami. Rozczarowuje jednak brak bocznych odnóg poza jedynie niewielką niszą, gdzie sądząc po ułożonym z desek podeście znajdowało się jakieś urządzenie lub niewielkie składowisko. sob 10Podsumowując odcinek sztolni od wykonanego przez nas szybu kierujący się w głąb góry, liczy sobie 63m i jest w dobrym stanie technicznym, a niewielkie jego fragmenty posiadały obudowę drewnianą. Poza wymienionymi już przedmiotami udało się jeszcze odnaleźć kilka sztuk drobnych narzędzi górniczych, jak kilofy czy tyczki służące do upychania ładunków w odwiertach strzałowych. Wszystkie te rzeczy zostały potem wydobyte na zewnątrz i przetransportowane do sztolni walimskich, gdzie staną się częścią tamtejszej ekspozycji. Wracając jednak do naszego odkrycia, to pozostał jeszcze do zbadania odcinek wyrobiska od szybu w stronę wylotu sztolni. Tutaj chodnik kończy się zawałem po 23m a samo wyrobisko jest już w wyraźnie gorszym stanie, widoczna są liczne spękania górotworu oraz odspojone bloki calizny.sob 6 Widać również, że znajdowała się tutaj solidna obudowa drewniana, o czym świadczy zwałowisko grubych belek na spągu. Pod tymi belkami w późniejszymi czasie, udało się odnaleźć rurociąg średnicy 50mm z gwintowana końcówką wchodzący w zawał. Najprawdopodobniej jest to magistrala wysokociśnieniowa, służąca do zasilania w powietrze świdrów i młotów pneumatycznych. Sam gorszy stan wyrobiska wydaje się być sprawą naturalną, ponieważ chodnik przebiega tutaj na niewielkiej głębokości gdzie skały są najbardziej zwietrzałe i najmniej sob 0spójne.
    Natomiast największą ciekawostką całej sztolni jest sam zawał. Na pierwszy rzut oka całkiem zwyczajny, jednak po chwili tuż przed linia zarwanego stropu łatwo dostrzec kilkadziesiąt odwiertów strzałowych, wykonanych zarówno w ociosach jak i w stropie. Wyjaśnienie tego faktu wydaje się nasuwać same - sztolnia została celowo odstrzelona. Z tym że niema sensu odcinać w taki sposób kawałka ślepego korytarza, mogło by to więc znaczyć że w zawale znajduje się odnoga którą usilnie próbowano ukryć. Dlaczego pozostawiono cześć odwiertów nieodstrzelonych? Prawdopodobnie nie spodziewano się że ktoś zajdzie zawał od tyłu i zaniechano ich wykorzystania. Tak więc sensacyjne zakończenie całej historii… Ale czy aby na pewno? Postanowiliśmy przyjrzeć się tej sprawie bliżej i kiedy kurz wokół sztolni nr 3 zaczął powoli opadać, a jej okolica znowu opustoszała, wybrałem się z kolegami z Sudeckiej Grupy Eksploracyjnej na dokładniejsze oględziny tego miejsca. Wykonaliśmy wtedy bardzo prosty eksperyment, a mianowicie zmierzyliśmy głębokość kilku odwiertów strzałowych na przodku sztolni, wynosi ona około 240cm, można przyjąć że taki był maksymalny zasięg wierteł. Następnie zmierzyliśmy odwierty przy zawale i okazało się że ich głębokość to zaledwie 130 do 150cm. Odwierty te były więc stosunkowo płytkie, dodatkowo wykonane nie prostopadle do skały a pod kątem. W związku z czym ich odstrzał zakończył by się jedynie odspojeniem wierzchniej warstwy skał nie zaś zawaleniem sztolni, do tego potrzebne są głębokie odwierty - takie jak na przodku. Po co więc je wykonano? Odpowiedź podsunęła nam obserwacja kolejnego szczegółu w okolicy zawału. Można tutaj zauważyć dużą ilość zagłębień po szpiczastym dłucie młota pneumatycznego, przy czym w pozostałej części chodnika takich śladów jest niewiele. Świadczyć to może o tym że wyrobisko w tym miejscu poszerzano, podobne w mojej ocenie było też i przeznaczenie odwiertów, w wyniku ich odstrzelenia planowano po prostu zwiększyć przekrój sztolni. Prace te jednak najprawdopodobniej naruszyły i tak już zwietrzały górotwór, co z czasem doprowadziło do powstania naturalnego zawaliska. Jeśli tak faktycznie było, co wydaje się bardzo prawdopodobne,  nie ma mowy o celowym zawale ani o dalszych sensacjach z tym związanych, w ten sposób może więc wyglądać wyjaśnienie ostatniej tajemnicy kompleksu Soboń co ostatecznie zamykało by temat.
    Na koniec warto jeszcze dodać ze drążenie szybu nad sztolnią nr 3, zorganizowane przez Sowiogórską Grupę Poszukiwawczą to wydarzenie bez precedensu w świecie eksploracji podziemnej. Dodatkowo zakończone pełnym sukcesem i pokazujące że przy odrobinie życzliwości że strony urzędników, wszystkiego można dokonać. Dla nas w SGE było to bardzo ciekawe i cenne doświadczenie, które na pewno jeszcze długo będziemy wspominać.

Aust

Przypisy:
¹ Aniszewski M., Podziemny Świat Gór Sowich, Kraków 2002, s. 100.

FOTOGRAFIE