Kopalnia za Pięcioma Stawami
Boguszów-Gorce to niewielkie przytulone do Wałbrzycha miasteczko z wielowiekową górniczą tradycją. Na południowy- zachód od niego w dolinie Lesku znajduję się miejscowość o nazwie Stary Lesieniec, obecnie to już cześć Bogószowa. Nad jej zabudowaniami góruje potężny wulkaniczny masyw Dzikowca, który stanowi czarną dziurę jeśli chodzi o historie górnictwa tego regionu. Mimo tego, że prace górnicze były tutaj prowadzone na dosyć dużą skalę a na stokach Dzikowca do dzisiaj zachowało się wiele dostępnych i drożnych wyrobisk. To o jakiekolwiek informacje źródłowe dotyczące genezy tych prac niezwykle trudno.
Nas najbardziej zainteresowała sztolnia znajdująca się za pięcioma stawami w Starym Lesieńcu. Gdzie zawitaliśmy w deszczowy poranek w połowie sierpnia 2008 roku, jej świetnie zachowany wylot bardzo łatwo zlokalizować przy drodze za ostatnim ze stawów. Do sztolni wchodzi się przez otwór drzwiowy w betonowej ścianie. Po pierwszych paru metrach drogę zagradza nam ceglana tama, która powstała najprawdopodobniej, kiedy adaptowano sztolnie na ujęcie wody pitnej. Tym co wskazuje na to że sztolnia miała pierwotnie inne przeznaczenie są zacieki na ociosach. Sugerują one, że zanim powstała tama wylot był zawalony a wyrobisko wypełniała woda prawie pod strop. Obecnie obiekt jest porzucony a woda spływa stalową rurą do strumienia, który zasila pobliskie stawy. Przedostajemy się przez tamę i idziemy dalej, tutaj sztolnia jest już zalana do wysokości około 1,2m. Po około 40m prostego chodnika dochodzimy do niewielkiego obwału, za nim widać pozostałości obudowy drewnianej. Kilkanaście metrów dalej docieramy do dużego zawału. Który powstał na kilkumetrowej grubości łupkowym przewarstwieniu skał wulkanicznych w których wydrążona jest sztolnia, niestety zawał zagradza nam dalszą drogę. Jest to miejsce bardzo niebezpieczne, jednak po chwili oględzin dochodzę do wniosku, że od mojej ostatniej wizyty w tym miejscu około rok temu nic się nie zmieniło. To nas trochę uspokaja i decydujemy się wspiąć na szczyt zawału. Tam oglądamy dokładnie strop, nie widać śladów po świeżo oderwanych skałach, co utwierdza nas w przekonaniu że okolica jest w miarę stabilna. Po chwili dyskusji podejmujemy decyzje o próbie przekopania zawału. Ostrożnie zaczynamy zdejmować warstwy pokruszonych skał w miejscu gdzie przypuszczamy możliwość dotarcia do dalszych wyrobisk. W miarę upływu godzin otwór zaczyna nabierać głębokości. Planujemy pracę tak, żeby ściany wykopu były nachylone pod w miarę łagodnym kątem, co zapobiegnie ich osuwaniu się. Na naszą korzyść działa też fakt, że materiał, z którego zbudowane było zawalisko jest dosyć zbity i jednolity dzięki temu mogliśmy podjąć pracę bez konieczności budowy szalunku. Nagle, pod koniec dnia kiedy już mieliśmy kończyć pracę a nasz wykop osiągnął około 1,5m głębokości na dnie pojawił się niewielki otwór. Na początku niedowierzaliśmy że tak duży zawał mogłoby się nam udać przekopać w zaledwie jeden dzień. Ale po szybkim powiększeniu zacisku okazuje się że rzeczywiście się udało, zawał pokonany! Podekscytowani, szybko przeczołgujemy się na drugą stronę i naszym oczom ukazuje się nieznana dotychczas część sztolni, której koniec ginie gdzieś w świetle latarek. Tutaj korytarz podobnie jak część sztolni przed zawałem jest zalany do wysokości około 1,2m a pod powierzchnią wody widać resztki obudowy drewnianej. Powoli i uważnie zaczynamy przemierzać zalany chodnik, ostrożność jest niezbędna, ponieważ tak naprawdę nic nie wiemy o tym obiekcie. Po około 50m lekko wijącego się korytarza docieramy do obwału skalnego, dalej sztolnia odrobinę zakręca. Cały czas przekrój wyrobiska jest bardzo poszarpany i nieregularny. Ma to zapewne związek z rodzajem górotworu, który nie zawsze kruszył się tak jak by tego chcieli górnicy. Po kolejnym odcinku sztolni docieramy do dwóch zakrętów, które tworzą charakterystyczny zygzak. Kilka metrów za drugim z nich znajduje się obwał skalny a zanim ciekawostka. Od jednego z ociosów odwarstwił się bardzo duży blok skalny, aby powstrzymać jego dalsze przemieszczanie został on podparty solidną obudową. Która w górniczej terminologii nosi nazwę "obudowy stojakami łamanymi", jest to jedyny zachowany odcinek obudowy drewnianej w tej sztolni. Dalej przekrój wyrobiska staje się bardziej regularny, widać że zmienił się rodzaj skał. Kilkadziesiąt metrów dalej znajduje się zawał uniemożliwiający dotarcie do dalszych partii tego obiektu. Zachęceni łatwym sukcesem zaczynamy się zastanawiać czy nie da się go równie łatwo pokonać. Tak na oko jest to ciężko stwierdzić, więc zaledwie kilka dni później znów pojawiamy się w tym miejscu z zamiarem zbadania struktury zawału. Wtedy dopiero będzie można podjąć decyzje czy opłaca się tu prowadzić jakiekolwiek poważniejsze prace. Jednak już po kilku godzinach okazuje się, że zawał ma charakter liniowy i powstał w warstwie mocno spękanego melafiru, ponadto dochodzi tutaj do ciągłego obrywania się świeżych skał ze stropu. Szybko zrozumieliśmy że zawał ten jest praktycznie niemożliwy do sforsowania i zdecydowaliśmy o wycofaniu się z tego miejsca.
Już na zewnątrz postanowiliśmy rozejrzeć się po okolicy żeby sprawdzić czy niema tu śladów po innych podobnych obiektach. Po kilku minutach udało się namierzyć kolejną sztolnię, jej wylot znajduje się kilkadziesiąt metrów na południe od wylotu pierwszej i jest on położony odrobinę wyżej na stoku. Początkowy odcinek pierwszych kilkudziesięciu metrów sztolni zawalił się, świadczy o tym kilka lejów które powstały na powierzchni. Miejsce sprawiało wrażenie bardzo ciekawego, a wkopanie się do sztolni wydawało się technicznie dosyć proste. Wystarczyło z ostatniego leja wykonać kilkumetrowej głębokości szybik, przez który można by wejść do wnętrza wyrobiska. Po chwili konsternacji zdecydowaliśmy, że jednak spróbujemy dostać się do środka i wyjaśnić tą sprawę do końca. Już tego samego dnia zabraliśmy się za zgłębianie wykopu, który ostatecznie miał nas doprowadzić do sztolni. Ziemia w tym miejscu ma postać bardzo twardej i zbitej gliny, co dosyć utrudniało i spowalniało kopanie. Jednak taki stan rzeczy miał też swoje dobre strony: dzięki temu że materiał w którym kopaliśmy był bardzo spójny i jednolity znów mogliśmy bezpiecznie zrezygnować z obudowy zabezpieczającej. Pierwszego dnia udało nam się osiągnąć głębokość ponad 1m, a dotarcie do sztolni wymagało jeszcze dwóch wypadów w tą okolice. I wreszcie ostatecznie na początku września 2008 na dnie naszego szybiku, który osiągnął już około 3m głębokości pojawiła się krawędź calizny i ciasny przesmyk do wnętrza sztolni. Satysfakcja była ogromna, szybko wepchnąłem kilka większych kamieni do środka i zacząłem się przeciskać przez powstały otwór. Wewnątrz moim oczom ukazała się wąziutka i niska sztolenka, z ledwo już zauważalnymi śladami obudowy drewnianej. Zacząłem uważne badać wijący się korytarzyk, wielkość i kształt przekroju sztolni mogą świadczyć o tym, że jest to bardzo stare wyrobisko. Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy w tym miejscu to całkowity brak wody, sztolnia jest całkowicie sucha, to bardzo dziwne ponieważ wylot zatarasowany jest przez potężny zawał który powinien spiętrzyć wodę w tym wyrobisku. Niestety ostatecznie po kilkudziesięciu metrach chodnik kończy się przodkiem, wydaje mi się że mogła to być sztolnia poszukiwawcza a kiedy złoża nie odnaleziono prace górnicze przerwano.
Po zbadaniu tego obiektu postanowiliśmy jeszcze rozejrzeć się po zboczu nad obiema sztolniami. Okazało się, że znajdują się tu ślady licznych pingów i zapadlisk a także pozostałości po dwóch szybach, z których jeden miał 3m średnicy (!). Bliskość tych wszystkich obiektów jednoznacznie nasuwa na myśl wniosek, że jest to jeden kopalniany organizm. Po wykonaniu dokładnego planu wyrobisk z uwzględnieniem pozostałości na powierzchni ziemi staje się to jeszcze bardziej oczywiste. Okazało się, że sztolnia górna krzyżuje się z dolną, która przebiega pod jej zawalonym początkowym odcinkiem. Być może początkowy odcinek sztolni górnej zawalił się w wyniku prac strzałowych w wyrobisku poniżej. Jasna stała się też sprawa braku wody w sztolni górnej. Sztolnia dolna stanowi jej doskonałe odwodnienie, ponieważ oba wyrobiska dzieli zaledwie 8 metrowej grubości warstwa świetnie przepuszczającego wodę mocno spękanego górotworu. W świetle naszych pomiarów widać, że oba wyrobiska kierują się w rejon gdzie na powierzchni znajdują się pingi i ślady szybów. Można przypuszczać że był to obszar wydobywczy kopalni, w tym miejscu sztolnia dolna znajduje się około 40m pod powierzchnią ziemi czyli dosyć głęboko. Jeśli założymy że oba szyby po których ślady znajdują się na stoku góry łączyły się z poziomem sztolni dolnej to musiały by mieć odpowiednio głębokość: szyb I - 35m i szyb II - 45m. Czym wytłumaczyć celowość bicia tak głębokich szybów skoro domniemane złoże było też udostępnione sztolnią? Wydaje mi się że kopalnia mogła mieć strukturę wielopoziomową a szyby łączyły poszczególne poziomy w jedną całość. Jednak nadal bez odpowiedzi pozostaje najważniejsze pytanie: jakie było przeznaczenie tych wyrobisk, co tutaj wydobywano? Na mapach górniczych z końca XIXw. jak i tych z lat dwudziestych XXw. na interesującym nas obszarze niema śladu jakiejkolwiek działalności górniczej. Wydaje mi się jednak, że ma to związek nie tyle z faktem, że te obiekty jeszcze nie istniały. Raczej były tak stare, że nie umieszczano ich już na mapach. Skoro nie możemy liczyć na archiwalia spróbujmy z położenia kopalni wywnioskować, co tam mogło być wydobywane. Okolica od wieków słynęła z wydobycia węgla kamiennego jednak masyw Dzikowca zbudowany jest ze skał magmowych - melafirów, porfirów a także tufitów o charakterystycznej czerwonej barwie. W tych też skałach wydrążone są wyrobiska naszej kopalni. Taka budowa geologiczna okolicy praktycznie wyklucza występowanie pokładów węgla, które spotyka się w skałach osadowych a nie wulkanicznych. Ale w skałach magmowych mogą występować rudy metali na przykład rudy srebra, które obok węgla wydobywano w Boguszowie. A jeśli dodać do tego wzmianki, że w rejonie Starego Lesieńca w końcu XVw. odkryto złoża rud srebra to sprawa powoli zaczyna być jasna. Dodatkowo okazuje się, że kopalnia którą badaliśmy może mieć o wiele starszy rodowód niż się spodziewaliśmy...
Reasumując zespół wyrobisk znajdujący się za pięcioma stawami w Starym Lesieńcu to prawdopodobnie, pozostałości złożonej i wielopoziomowej kopalni rud srebra której początki mogą sięgać XVw. Do dzisiaj zachowała się sztolnia dolna, która jest obecnie drożna na odcinku 202m, z czego 143m jej długości zostało odkryte podczas naszych prac eksploracyjnych w sierpniu 2008 roku. Chodnik kończy się potężnym zawałem liniowym, który prawdopodobnie już na zawsze będzie strzegł tajemnicy tych podziemi. Zachował się też fragment sztolni górnej, która pierwotnie miała 67m długości. Jednak jej przywylotowy odcinek uległ całkowitemu zawaleniu, naszej grupie udało się dostać do drożnej części tego wyrobiska o długości 34m. Jednak trzeba tu zaznaczyć, że ze względów bezpieczeństwa wykonany przez nas szybik wejściowy został zasypany, ponieważ stwarzał realne zagrożenie dla przypadkowych przechodniów. Podczas naszych działań udało się zbadać i dotrzeć do sporej część wyrobisk tego obiektu, co rzuciło nowe światło na jego strukturę, historie i przeznaczenie. Ze względu na brak jakiejkolwiek dokumentacji i rozbudowaną strukturę kopalni jest to miejsce niezwykle ciekawe a za razem tajemnicze i takie już prawdopodobnie zostanie na zawsze...
Aust